Zwykły dzień


fot. Katarzyna Warańska


          Wstajesz i zbierasz się z rana jak zwykle. Choć nie, nie jak zwykle, czujesz opuchliznę i to cholerne uczucie ciężaru w oczach. Więc jednak dzisiaj nie wstajesz jak zwykle. Dzisiaj Twoje oczy od rana są spuchnięte, jakbyś przepłakała całą noc, a przecież spałaś głęboko, bez przebudzeń, „bez koszmarnie”. I żeby tak Cię sen, wprowadził w płacz „przezsenny”, nie- nic takiego się nie stało. O co chodzi? Może spuchnięte oczy masz dzisiaj tak na wszelki wypadek? I nie malujesz rzęs- czujesz, że lepiej nie, może później, o ile w ogóle, bo tusz może się rozmazać na twarzy.
          W drugiej godzinie po obudzeniu, przebudzanie się wzmaga - słowami prawdy, prawdy o Nim i o Tobie, o tym, co kisi się pod dywanem i o furtkach w głowie, które przywykły do tego, że się otwierają ot tak, na najmniejszy już sygnał- podmuch najcichszego jeszcze wewnętrznie brzmiącego słowa, takiego słowa „najsłowszego” - najbardziej niewinnego, o nieprzybranym jeszcze kształcie swej oskarżycielskiej wymowy. Ten w zasadzie automatyczny podmuch zawiewa Cię często na manowce. Zobaczyłaś jednak to zadmuchanie, to zadęcie w róg pretensji, zniesmaczenia, rozczarowania i nie tylko zobaczyłaś, poczułaś swój błąd. Poczułaś ból każdego uczucia, każdej myśli, słowa- które przyszły: przeszywający wstyd za swoje ograniczenie, za automatyzm myślenia, za niesprawiedliwość słuchania, żal do siebie, złość na własny egocentryzm, popłynęły łzy- pierwsze. Współczucie dla jego poczucia osamotnienia i współodpowiedzialność za ten fakt. Łzy pierwsze płynęły.
          W trzeciej godzinie po przebudzeniu przebudzanie wzmaga się. Przy psach z głową do dołu i z głową do góry, kotach, wojownikach, drzewach, przychodzą łzy – drugie. Łykasz je zakryta zbyt luźną bluzką, okrywającą twoją twarz, gdy słyszysz głosik młodego życia- zerkasz przez chwilę na to wtulenie maleństwa śpiącego na ciele mamy. Ona mówi spokojnym głosem do was i do niego- karmiąc go swoją piersią: „…teraz prawa noga- wyprost do góry i przestawcie ją do przodu i na zewnątrz. Lewą rękę skierujcie do sufitu i wyciągajcie do góry mostek, wyrównujcie oba boki…”
Wyciągałaś mostek, a może robiłaś psa, kiedy umierał. A może, kiedy ostatni swój oddech wydawał- oddana byłaś pogłębianiu swojego oddechu, by wyciszyć wstyd, złość i żal łez pierwszych, by poczuć wzruszenie łez drugich i ich rozmowę z pierwszymi.  Dialog rozczarowania i zawodu swoim nawykiem, z nadzieją i pragnieniem zmiany. Rozmowa pomiędzy wstydem a wiarą o zaistnieniu nowego. Wypowiedziane niesłyszalnie „Gdyby tak można było wrócić czas” budziło łzy –numer trzy. Ponownie ukryłaś je, tym razem pod rozciąganymi okowami własnej skóry i już bez przełykania zatrzymywałaś ból wstydu.
          Między twoim psem z głową dół, wojownikiem pierwszym i wojownikiem drugim, oddechem dziecka łapczywie pijącego mleko matki a moimi oddechami –życie odeszło… Godzinę później odczytałaś sms-a:.. ZMARŁ. Uderzenie w głowę, serce, całe ciało. Łzy- czwarte.
          Dzwonić, pisać, kiedy? Masz do załatwienia, przecież kilka spraw. Nie!!!! Zatrzymałaś się i słuchasz, co sobie odpowiesz, i dzwonisz, i słuchasz, i jesteś, i jedziesz tam- tam, gdzie trzeba – jedziesz do kobiety, by zawieźć ją z wiadomością do córek… do szkół. Jedziesz ze smutkiem, ze współczuciem i z wiedzą, że teraz będzie trudno- bardzo trudno. Świat się zatrzymał. Ale nie cały i nie wszystkim. Zatrzymujesz się najpierw z nią- matką. Odbierasz ją z parkingu spod ich domu. Piętnaście minut później odbierasz mamę ze starszą córką ze szkoły i wieziesz je czarnym autem na parking kolejnej szkoły. Milczenie i dźwięk łez i krzyk rozpaczy, który na chwilę ma być niesłyszalny, w tym jadącym samochodzie. kiedy ponownie wyłączasz silnik pozostajesz w przestrzeni auta zawieszając w niej dwa słowa. I w ciszy czekasz ze starszą siostrą na powrót jej mamy z drugą córką. W niej wiedza o ostatnim oddechu ojca także wybuchła wraz z ujrzeniem matki w drzwiach klasy.
          Są razem -wszystkie trzy. Wieziesz je do domu- miejsca bezpiecznego wypuszczenia rozpaczy, którą usilnie zatrzymuje karoseria świadkującego kierowcy. Czyż twoja obecność nie narusza sacrum momentu wkraczania w doświadczenie najbardziej intymne w swej bolesności? Wychodzą, skulone, uściśnięte.
          I naraz rozumiesz jak bardzo chciałabyś mocno przytulić Jego – dać mu poczucie, że nie jest sam, że ma prawo do swoich wszystkich uczuć. Zapominasz na chwilę o sobie, tak jak przecież też umiesz.
          Późnym popołudniem zrodzonemu z was opowiadasz o zwykłym dniu, o tym jak zwyczajnie życie spotyka się ze śmiercią, radość i nadzieja, ze smutkiem i rozpaczą. Jak ważne jest zatrzymywać się, jak ważne jest być Obecnym dla siebie nawzajem. Dzisiaj zatrzymywało wszystko, spuchniętymi oczami. Jesteś. Jestem.
       


fot. Małgorzata Cwynar-Owsiak

Komentarze

  1. Piękny tekst. Potrzebny nam dziś wszystkim. Pozdrawiam Karinko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Joasiu, mnie samej się do niego wracało aż poszedł tutaj ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz

POPULARNE POSTY