CIAŁO, WOLNOŚĆ, WSPÓŁBRZMIENIE
fot. Katarzyna Warańska
Wiele lat już upłynęło od zaniemówienia, spłakania i
intensywności przeżyć towarzyszących pierwszemu spotkaniu z tańcem współczesnym
. „Tango z Lady M” Polskiego Teatru Tańca
w choreografii Ewy Wycichowskiej sprzed prawie 20-tu lat i ów szloch,
nie płacz, a szloch, który przyszedł przez moje ciało. To poruszenie
zaowocowało silnym, choć jeszcze enigmatycznym poczuciem ważności ruchu i
tańca. Nie wiem jakim to zrządzeniem, ale jakimkolwiek by nie było, dziś wiem,
że cudownym jest, że się zdarzyło. Bez niego może nie byłoby swoistego ciągu
dalszego po wielu latach, choć kto wie.
Do
nieistniejącej już księgarni w przepastnym centrum handlowym, wchodziłam pełna zniecierpliwienia, by pospieszyć męża
do wyjścia z owej literackiej studni pożądania, kiedy to właśnie zamarłam.
Zamarłam tak, jak się czasami zamiera, jakby Cię grom z tzw. jasnego nieba
uderzył. No więc tak właśnie mnie uderzył ów grom- piorun „Świadomości Ciała”
Richarda Shustermana. Musi być moja, ale jak i skąd się wzięła, właśnie tu i teraz?
Powinnam była już o niej słyszeć, a jednak nie, nie słyszałam. A tu stoi na
półce otwarta okładką i krzyczy, że jest tutaj dla mnie! Wzięłam, bo co może zrobić człowiek, do
którego woła wyprojektowany na zewnątrz jego własny głos. Kiedy
już zrobiło się odrobinę miejsca dla niego, wtedy on sam już powoli swą
przestrzeń brzmienia stale poszerza i wzmacnia. Wybiera kolejne i kolejne
instrumenty z zewnątrz: książki, filmy, spektakle , warsztaty, treningi i ludzi
. Wszystko to zdaje się mówić Tobą do Ciebie. Jak już usłyszysz siebie, nie możesz już przestać.
Kiedy jeszcze zaufasz i zaczniesz częściej i uważniej słuchać to… nie można już
przestać.
I tak idę
dalej ciekawa dokąd mnie samą zawiodę. Każdy miewa (lub miał) taką chwilę, lub
te chwile, kiedy Wie, tak po prostu, tak z trzewi, (nie z głowy z myśli, ze
skrupulatnego planu) że Musi, bo CHCE właśnie tak.Ten moment, kiedy Twoje chcę
i muszę stają się jednym i choć nie wiesz, do czego zawiedzie cię ten wybór,
wiesz, że taki ma być, że jest TWÓJ WŁASNY, jest WOLNY. Godzisz się na
niewiadome, bo doświadczasz swoistego autozaufania. Tak właśnie ma być.
Nie ma dla
mnie nic pewniejszego niż to, że ciało jest bez wątpliwości początkiem i końcem
. Nie ma innej formy- innego sposobu na doświadczanie życia, na życie. Jestem bo żyję. Jestem żyjącym
ciałem. Ciało jest odbiornikiem, nadajnikiem, magazynem i kreatorem. Ciałem
poznajemy świat, poprzez ciało- jego zmysły wszystkie poznajemy drugiego człowieka.
Czy swoją obecność - myślimy czy jednak czujemy? Myślę że jestem, czy czuję ,że
jestem? Kiedy mówię: czuję siebie, to w
swoim ciele siebie czuję - nie inaczej.
Jak inaczej bez odniesienia do ciała zrozumieć pojąć znaczenie: widzieć,
słyszeć, czuć zapach, smak, dotyk, czuć uczucia- odczuwać emocje .
Nie ma człowieka bez ciała. Widzieliście takiego?
Mnie się nie udało. Wielokrotnie widziałam
istnienia ludzkie- cielesne odłączone od swego ciała, blokujące
pozostawanie z nim w kontakcie, z lęku przed odkryciem tego co skrywane. Widziałam
ludzi odłączonych od siebie- od swego Ja. Mówiąc, pisząc używając „JA”, bynajmniej,
nie mam na myśli wszechobecnego już
kultu JA- „Ja , Ja, JA, JA”, w którym nie ma miejsca na Ty, nie mówiąc
już o My. Sama znam tą przestrzeń
odłączenia i zaprzeczania. Wiem jak ona wygląda. Wiem jak się w niej jest .
Większość z
nas nauczono nie słuchać swojego ciała, odcinać się od niego. Ilu z nas nagradzano za zaprzeczanie uczuciom, za dławienie smutku, złości, strachu,
radości? Ilu z nas nadal będąc już dorosłymi nadal się za to „nieczucie”
nagradza? Uczucia czujemy w ciele. To one nas informują o tym, co dla nas
dobre, a co nie; co dla nas ważne, co nie; co przyjemne, co nie; co chcemy, a
czego nie chcemy. Sukcesywnie wypędzani
z ciała – z kontaktu z uczuciami-
borykamy się z pytaniem o sens i o to, jak żyć? Zagubieni
nie posiadający punktu własnego zakotwiczenia, bojący się siebie samych-
korzystamy z gotowych konwenansów- schematów i pędzimy, sztywnie trzymając się
planów i kontrolując wszystko wkoło i samych siebie. Wierząc, że jesteśmy nie
do zniszczenia, pędzimy by zrealizować kolejny cel i kolejny cel, by być jak
najlepszym przedstawicielem konwencji, tradycji, mody, trendu lub
niekonwencjonalnego-czasami wydumanego pomysłu, najlepiej jakby jeszcze był
inny od wszystkich , bo przecież trzeba jeszcze pokazać jaki jestem wyjątkowy
itd. itp. Cóż nie zaprzeczę mamy dzięki temu jasny, krystaliczny
bezpieczny punkt odniesienia- cel,
konwencję, wymagania innych –dające nam ramy i poczucie bezpieczeństwa, ale
stanowiące pułapkę.
Ale zdarza
się, że brzmi w nas czasami-„Czuję ,że żyję!”. Czy nie spotykamy się wtedy, z
tym nie do opisania przepływem energii . Proszę mnie źle nie rozumieć, nie mam
na myśli żadnej energii ezoterycznej- po prostu zwyczajnej na wskroś cielesnej
energii życia: pulsacji oddechu i krążenia krwi. I co to się zadziewa w nas,
kiedy poczujemy życie w całym ciele? Radość, przepływ i wolność- nie ma innej możliwości -jedynie w ciele-
nigdzie indziej Swojego Życia nie poczujemy. Spotkanie ze sobą w ciele jest
jedynym punktem wyjścia do definiowania
prawdziwego znaczenia wielu pojęć.
Bez osadzenia ich w odczuwaniu są jedynie wydumanymi tworami intelektu.
Pociągającymi i atrakcyjnymi erudycyjnie lecz przepełnionymi pustką. Droga do
sensu zrozumienia znaczenia takich pojęć jak miłość i wolność i wiele innych niezwykle ważnych,
prowadzi poprzez spotkanie ze swoim ciałem, z uświadomieniem sobie oddechu, poprzez ucieleśnianie umysłu, poprzez kontakt
z uczuciami i poprzez uważność na informacje ze zmysłów, receptorów. Co ciekawe i paradoksalne w całej naszej
sytuacji? Ucieczka od ciała jest niemożliwa,
możliwe jest pomijanie informacji przez nie dostarczanych. Rodzimy się w
ciałach i nimi jesteśmy, z czasem im bardziej im zaprzeczamy tym bardziej się
oddalamy od siebie, lecz paradoksalnie to Ja- ciało jest zawsze z nami , jest
naszym domem i jeśli to uznamy otworzymy drzwi, które otwarte zawsze były. Mamy
już schronienie na zawsze, do końca.
Kontakt z
ciałem, ruchem, zaciekawienie się nim jest niezbędny w procesie stawania się
sobą –jestem o tym przekonana. Mam na myśli każdy ruch również ten podskórny,
wewnątrz naszego ciała- kontakt z ruchem oddechu, kontakt z ruchem serca- jego
pulsacją, ale także uważny ruch ciała w jakim pozostajemy obecni- świadomi.
Choćby uważne chodzenie- stawianie stopy i jednaj za drugą odbieranie wrażeń,
które powstają w stopie i całym ciele, kiedy stawiamy krok na trawie, a kiedy
na kamieniu dużym , kamykach malutkich, a kiedy stawiamy stopę na mokrym
kamieniu w rzece i próbujemy utrzymać równowagę.
Cieszę, się
że zakochanie w tańcu współczesnym, jakie dokonało się prawie 20 lat temu
doprowadziło mnie do wielu odkryć na indywidualną miarę tych kopernikańskich.
Postawiło na mojej drodze wiele wyjątkowych spotkań. Przywiodło, a w zasadzie
zaciągnęło mnie moje "muszę-chcę-potrzebuję", pewnego dnia
sierpniowego, do industrialnej sali, na dachu jednej z galerii rzeszowskich.
Tam podekscytowana doświadczałam spotkania z teatrem O.de.la. i jego spektaklem
"Koniec, początek SOMA". Oczywistą oczywistością było dla mnie, że na
taniec współczesny w Rzeszowie to dla mnie jak gwiazdka z nieba i być tam
muszę. Tytuł spektaklu szarpnął mną dodatkowo silnie. Miałam nieodparte
poczucie, iż brzmi kompatybilnie z dźwiękami moich własnych doświadczeń, odczuć
i przemyśleń. I się zaczęło... Marta Bury wraz z tańczącymi mówiła mi o tym, co
we mnie. Znacie to wrażenie, odczucie radości i podekscytowania, kiedy w
rozmowie z drugim człowiekiem okazuje się, że oboje mówicie dokładnie o tym
samym. Macie poczucie, że rozumiecie się całkowicie, nim jeszcze skończone
zostanie zdanie. Wzruszenie we współbrzmieniu. Takiego dialogu byłam
uczestnikiem. Spotkanie opowieści o
rozumieniu niepodległości człowieka, spotkanie autentyczności ruchu tancerzy, z
którymi współpracuje Marta, z których każdy jest inny i każdy mówi swoją własną
opowieść, jest tym bardziej ważne, że wszystkie te historie łączy jedno-
stawanie się sobą. Pośród powstającego w danym momencie i żyjącego w momencie
dźwięku muzyki, tworzonej przez Maćka Maciaszka, dzieje się opowieść o stawaniu
i definiowaniu się osobą, osobą wolną. Dziękuję za Waszą odwagę i otwartość w
autentyczności. Warto skończyć z głuchotą i zacząć słuchać SOMA.
Odczuwam tak
przenikająca mnie radość, bo w mieście, w którym żyję ponad dekadę odnajduję
przestrzeń ludzkiej wrażliwości, przestrzeń sztuki –tańca, ruchu, która stwarza
możliwość postawienia własnych pytań o sens, o siebie samego i która pozwala
zaciekawić i włączyć w nas uważność na ruch oddechu, bicie własnego serca, rytm
uczuć i rytm potrzeb. Żywię nadzieję, że będą następne okazje i sposobności do
prowadzenia autentycznego dialogu i dokonywania odkryć.
Zapraszam do Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie 16.01.2019 o godzinie 19.00- może poprowadzicie jakiś swój własny dialog dzięki spotkaniu z "Koniec. początek SOMA"
"Koniec. początek SOMA" w Teatrze i. W. Siemaszkowej w Rzeszowie
Zajrzyjcie na profil Teatru O.de.la na fb
Teatr O.de.la
Fot. Sebastian Stankiewicz
Fot.Przemek Wiśniewski
Fot.Przemek Wiśniewski
Pięknie dziękuję za możliwość wykorzystania zdjęć: głównego- Katarzynie Warańskiej oraz dzięki uprzejmości Marty Bury zdjęć ze spektaklu "Koniec.początek SOMA" autorstwa fotografów: Przemka Wiśniewskiego oraz Sebastiana Stankiewicza.
Komentarze
Prześlij komentarz