Subiektywne doświadczenie - próba nazwania

Fot. Radosław Kobierski


          Siedzę wbita w fotel, wbita w swoje ciało, z oczami szeroko otwartymi, kiedy kolejny raz swoje indywidualne ściegi ruchów tkają z różną gwałtownością tańczący na scenie. Mój oddech przyparty do ściany wewnętrznej pleców zostaje w przestrzeni tej zatrzymany. Narasta wzruszenie, serce przyspiesza, wypuszczam powietrze. Ruch zwalnia, uspokaja się, ale próbuje zachować choć szkic swojego ściegu. Odczuwam zmęczenie, znudzenie, rezygnację, przeplatające się z przymusem powtarzania. Czerwień. Pojawia się. Została przyniesiona i staje się wyraźnie obecna- jak zawsze. Porusza się w swoistych konwulsjach ciała. Rodzi się, czy może jednak wnika do niego i dopiero potem wydostaje się na zewnątrz? Jest okupowana siłą całego organizmu kobiety, jej oddechem, głosem, ściskającymi wgniatającymi palcami, napiętymi rękoma, miednicą, nogami, oczami, całą twarzą, całym ciałem. Czuję się wgnieciona, wgniatana w siebie… 
          I to drugie ciało: każdy mięsień, staw wykonuje ruch gwałtowny, mocny, silny, przestrzenny. We mnie pojawiają się obrazy, zza których wybijają uczucia. Ramiona zapadają się w sobie, to podnoszą z wdechem wyczekiwania i niepokoju. Odczuwam jak na mojej twarzy rysuje się powiązany z nimi smutek i w końcu, rozbrzmiewa współczucie. Kiedy tak siedzą na krawędzi, to jakbym się unosiła…z niemocy utrzymania w ciele wyczekiwania na to, co się stanie. On spada, spada z wysokości. Oczy szeroko otwarte pochłaniają obrazy przesuwającego się w przestrzeni ciała i ulga, aż sama czuję jak luźno jego ciało wpada w miękkość i sprężystość. Odbija się od miękkiego podłoża. Uhhh…nawet we mnie zaczyna się pojawiać kuszące poczucie chęci spróbowania jak to jest, tak spadać bezwładnie. Potem ona w innej sylwetce ciała leci w dół. A tamta siedzi na wysokości i patrzy- pojawia się myśl, a Ty- czy Ty też spróbujesz? Nie, nie tym razem.  Tylko oni budują dwuosobowy rytm spadania, odbijania -wstawania i spadania, odbijania- wstawania.
          Kiedy na scenie ciała wpadają w ułożony rytm własnych ruchów, ale też mocno wbijają się w schemat ruchu innych, narasta napięcie, niepokój w oczekiwaniu na „niewydarzenie się” zderzenia. Ściągam twarz, mrużę oczy. Prędkość i rozmach ich ciał trzyma moje własne ciało w rytmie ścisku i odpuszczenia. A ściana? Czy ta kolizja z nią jest do przeżycia? Czuję spinające się mięśnie moich własnych nóg i rąk, ciało jakby w grymasie niepokoju, ale znowu z nutą wyczekiwania i ciekawości, potem nadziei i ulgi. Totalna mieszanka doznań… I wybiegają, w tej Czerwieni. Wybrzmiewają w niej w sposób różny, przeróżny: szarpany, czuły, bliski, odpychający, rozdzierający, dający wsparcie, popychający, zawładniający, zagarniający, otulający. Nie chce mi się nic nazywać, na razie nie mam miejsca na słowa. Wiem, że one przyjdą i wtedy pomogą określić to, co się właśnie zadziewa w moim świecie. A teraz jednak czuję jak we mnie uderza moc, siła, mięsistość, gęstość cielesności ciał. Oni mają swoją kraksę, ja doświadczam mojej.
          Która jest prawdziwa. Każda, bo każda jest taką poprzez jej subiektywne autentyczne doświadczanie. To jest dla mnie najważniejsze w sztuce- fakt tworzenia przez nią swoistej „czystej karty”, która będąc zapełnioną jakimś obrazem, aktem dziania się, dźwiękiem, staje się dla nas szczególnie sensytywną matrycą dla własnych projekcji. Jest przestrzenią, obiektem, w których możemy się przeglądać sami w sobie. Dzięki niej możemy odczuwać, czuć, zbliżać się do siebie. Sztuka powoduje kraksy- gwałtowne zderzenia i owo „rozpadanie się na miliony elementów”, by ponownie je scalić w bardziej adekwatnym, nowym układzie.
          Tak więc i ja miałam swoją Kraksę. Zapewne odmienną w treści i doświadczeniu od innych Kraks: odczucie bólu, zaskoczenia, niepokoju wobec gwałtowności, szybkości, nieprzewidywalności czy też odczucie niechęci wobec schematyczności, powtarzalności i jeszcze odczucie radości i tęsknoty i zaciekawienie stanem „puszczania siebie” w stan spadania i odbijania.
          Dzisiaj Kraksa Teatru O.de.la w choreografii Marty Bury jest dla mnie także opowieścią o sile zderzeń, sile i mocy sprawczej, jaką niesie ze sobą każde nagłe, mocne spotkanie – spotkanie kogoś, spotkanie czegoś.  Siła, moc spotkania -to siła Kraksy. Ów moment wtargnięcia w nasz poukładany stan nowego elementu, choćby przez chwilę potrafiącego zaburzyć dotychczasowy status quo. Poruszenie, które powoduje, stwarza szansę na nowy wewnętrzny układ. Możliwe, że opadną maski albo jedna choć trochę się poluzuje i zostanie zdjęta ze świadomością wyboru. Najpierw jednak  trzeba pozwolić sobie stracić głowę na rzecz odczuwania. Później, będąc wzbogaconym o nowe doświadczenie pojawi się zdolność do nazywania słowami.
          Na co dzień biegniemy, czasem zmęczywszy się powracamy do rytmu chodzenia, na chwilę. Idziemy wolno, szybciej i znowu biegniemy. Wszystko tak czy inaczej odbywa się w utartym porządku, po ustalonej ścieżce ruchu dla myśli, dla uczuć i postaw wobec ludzi napotykanych po drodze. Wszystko dlatego, że potrzebujemy myśleć o sobie w ściśle określony sposób.  Potrzebujemy w taki sam ściśle określony sposób myśleć o świecie. Jeśli pozwalamy sobie czuć, to też najlepiej określone emocje i to o określonej sile natężenia i czasie trwania. Schemat, przewidywalność, bezpieczna głębokość i koloryt doznań organizują nas. Wszystko co jest ponad to, zaburza porządek, stwarza zagrożenie. Każdy ma swój wytyczony szlak, szlak przywiązania, który jednocześnie staje się szlakiem związania, zamknięcia, usztywnienia. Paradoks sytuacji polega na tym, że nawet pozostając w ruchu można jednocześnie być w swoistym bezruchu wnętrza.
          Wędrowanie utartą ścieżką, jest w perspektywie rozwojowej niezbędnym elementem organizującym świat, czas, przestrzeń. Rutyna i zasady budują poczucie bezpieczeństwa dziecka. Poczucie przewidywalności jest niezbędne w pierwszych latach życia. Dają one zakotwiczenie, uczą zaufania do świata i samego siebie. Oczywiście nie są jedynymi w tym zakresie elementami konstytuującymi, ale ich znaczenie jest bezsporne. 
          Więc teraz wpuśćmy w ten świat dystraktor, niech dojdzie do ZDERZENIA. Niech Uderzy Ktoś Swoim „Ktosiostwem” w Twój zastany układ sił. I co teraz? Co się w tobie wydarzy? Jakie działanie wobec niego podejmiesz? Możesz próbować dalej utartej ścieżki, korzystając z zaprzeczenia, z licznych racjonalizacji, intelektualizacji. Możesz zachowywać się „jakby go nie było”. Możesz wobec niego testować utarte sposoby bycia w relacji. Pytanie na jak długo starczy Ci siły? W końcu poczujesz zmęczenie, zwątpienie, złość, ból i co wtedy? Spotkanie ze ścianą, ze ścianą w sobie? Czy na pewno?
          Bądźmy wdzięczni za każdą, absolutnie za każdą Kraksę, bowiem ona ma moc ukazywania nam prawdy. Ma siłę do odzierania nas z iluzji, w jakich żyjemy. Z czasem pozwala nam oswoić lęk, przywraca nas do ciała. Kraksy są potencjalnością dla szerszej, bogatszej perspektywy. Otwierają w nas drzwi, których sami nie dostrzegamy lub których nie chcemy dostrzec, drzwi do pokoi naszego indywidualnego Cienia. Oh tam to dopiero jest cały wszechświat oczekujący w stałym drżeniu wyczekiwania, na stanie się widzialnym. Cały świat odrzucenia, bólu, pomijania, odseparowania, który niemo krzyczy. Cały świat treści odtrąconych i nieakceptowanych, trudnych, trzymany pod kluczem krzyczy i woła o uwagę. Krzyczy krzykiem niemym dla naszych uszu, ale nie dla świata wokół. Wypędzone ze świadomości, uczucia, potrzeby, pragnienia, emocje, żyjące w zacienionej strefie- zabiegają stale o możliwość znalezienia się w świetle naszej uwagi, naszego ich uznania i akceptacji. Kiedy pozwolimy sobie na to, zrobi się w nas przestrzeń także na akceptację różnorodności wokół, na akceptację i zrozumienie innego, drugiego człowieka.
          Otwierając się na samego siebie, na przestrzeń Cienia, oswajając go i akceptując, pozbywamy się lęku, zyskujemy poczucie zaufania, osadzenia i kontaktu, rozwijamy poczucie spójności, koherencji. Otwieramy się na siebie i stajemy się tacy wobec świata. Nie potrzebujemy już projekcji, bo nie boimy się już tak bardzo samych siebie. Ucząc się współczucia, odczuwania i zrozumienia dla własnych emocji i uczuć, pozwalając im istnieć i wybrzmiewać w nas, pozwalamy sobie także na zrozumienie uczuć i różnorodności ich przeżywania przez innych. Pozostając w kontakcie z własnym doświadczeniem bólu, jaki ma miejsce podczas rozpoznawania wypędzonych poza pole widzenia elementów własnego Cienia, pozwalamy sobie i innym być takimi jakimi są- w całej ich idealnej cielesnej niedoskonałości.


Podziękowania za autentyczność i odwagę w eksplorowaniu siebie Marcie Bury oraz tancerzom: Natalii, Joannie, Krystianowi, Piotrowi.
Spektakl: KRAKSA
Choreografia: Marta Bury
Muzyka: Maciej Maciaszek
Scenografia: Marta Ożóg, Piotr Karp
Ruch tworzą: Natalia Dinges, Joanna Jaworska-Maciaszek, Krystian Łysoń, Piotr Stanek.
Produkcja: Tomasz Kuliberda, Fundacja Teatr O.de.la


Fotografia tytułowa: Radek Kobierski: https://www.instagram.com/pamietambylajesien/ 
Fotografie ze spektaklu: Maciej Rałowski, Sebastian Stankiewicz

 Fot. Maciej Rałowski

Fot. Maciej Rałowski

 Fot. Maciej Rałowski

Fot. Maciej Rałowski 

                                                                                                 Fot. Maciej Rałowski

Fot. Sebastian Stankiewicz

Komentarze

POPULARNE POSTY